Jak ten czas ucieka, to już ponad dwa miesiące minęły od mojego ostatniego wpisu. Mało było czasu na pisanie, ale znowu jestem z wpisem dużego rozmiaru. Mój ostatni wpis dotyczył kamiennych kręgów, a dziś znowu kamienny wpis. Tym razem jednak to jeden kamień, ale za to jaki.
Kilka dni temu jadąc trasą ze Świecia do Osia, skręciłem w las, aby zobaczyć jedną z miejscowych atrakcji. Z drogi jest wyraźna strzałka w las z informacją o kamieniu w odległości, o ile dobrze pamiętam 4 km. Po wjechaniu w las brak już drogowskazów, jednak mimo rozjazdów i skrzyżowań trzymałem się tej najszerszej i najbardziej nierównej leśnej drogi. Kilka razy chciałem zawrócić, ale jednak się udało. Podobno od stacji kolejowej w Laosiu jest do kamienia tylko 0,5 km. 
Zatrzymałem się przy leśnym postoju z ławeczkami, z nadzieją że to tu, oznaczeń nie było ale z boku była ścieżka jeszcze głębiej w las, a na końcu coś już było widać.


Idąc ścieżką prowadzącą lekko pod górę, myślałem i po to tyle się telepałem przez las? Ale im bardziej zbliżałem się tym bardziej byłem zaciekawiony. I w końcu go ujrzałem w całej okazałości.


Diabelski kamień, lub jak kto woli Kamień św. Wojciecha, pod takimi nazwami znany jest ten głaz. Do obu nazw są oczywiście stworzone odpowiednie legendy.  Według jednej diabeł chciał zmienić bieg rzeki tamując ją kamieniem, jednak przy pracy zaskoczył go świt i spłoszony rzucił "kamyczek" w las. Według drugiej legendy na tym kamieniu św. Wojciech wygłaszał kazania podczas swojej wędrówki do Prus.
Dla spragnionych konkretniejszych informacji wyczytałem, że jest to największy na Pomorzu, a trzeci co do wielkości w Polsce granitowy głaz narzutowy, przyniesiony przez lądolód zlodowacenia bałtyckiego.
Oczywiście obfotografowałem go ze wszystkich stron.


Głaz ma obwód 24,5 m, czyli jego długość i szerokość to ponad 8 m, a wystaje nad ziemię na wysokość 3,5 m. Znalazłem również informację, że przypuszczalnie jego waga może sięgać około 87 ton.
Aby pokazać jego wielkość wykonałem dwa zdjęcia. Na pierwszym widać ustawione w pobliżu kamienia ławeczki, a na drugim pozuje mój plecak na sprzęt fotograficzny.

Obchodząc i podziwiając ten pomnik przyrody dostrzegłem po bokach otwory po wierceniach, przypuszczalnie jacyś naukowcy sprawdzali co jest w środku ;)
 

I to tyle, głaz w lesie, mam nadzieje, że was choć trochę zainteresował. A może to tylko ja jestem na tyle szalony, by przedzierać się przez las w poszukiwaniu kamienia.
Dla spragnionych mocniejszych wrażeń wspomnę tylko, że doczytałem się informacji jakoby wgłębienia w głazie podobne były do tych na pogańskich kamieniach ofiarnych, stąd też  przypuszczenia o wykorzystywaniu głazu jako ołtarza ofiarnego.